Francuski styl nigdy nie wychodzi z mody. Ale to nie chodzi tylko o rzeczy, które nosimy – to bardziej sposób, w jaki je nosimy. Swoboda, nonszalancja, lekkość, ale z charakterem. Jakby wszystko było oczywiste, przemyślane, ale bez wysiłku.
Tym razem zamiast klasycznego granatu czy czerni, sięgam po ciepłe odcienie brązu – mniej oczywiste, a równie paryskie. Stylizacja z jednej strony miękka, kobieca, z drugiej – konkretna. Subtelnie, ale z mocnym przekazem.
Bazą jest skórzany trencz w odcieniu beżu. Ma w sobie coś z lat 70., ale nie wygląda jak kostium – to nowoczesna klasyka, która świetnie układa się w ruchu. Do tego apaszka, brązowo-biała, zawiązana na szyi szyi, dokładnie tak, jak robiły to Francuzki, zanim zrobiło się to modne na Instagramie.
Pod spodem rozkloszowana aksamitna spódnica midi w ciepłym odcieniu brązu. Uwielbiam ten fason, niczego nie udaje, jest wygodny i zawsze robi robotę. Torebka? Mała, zamszowa, brązowa, idealna na espresso i klucze.

I wreszcie – buty. Nie przypadek, nie dodatek, ale punkt centralny.
Baleriny Coffee Candy w stylu Mary Jane. Ciemny, głęboki brąz i ten ich miękki, dosłownie „materacowy” komfort. Wyglądają jak vintage, ale noszą się jak sneakersy. To są te buty, które niby nic nie mówią, a wchodzą do pomieszczenia pierwsze.


To stylizacja na dzień, który chcesz zapamiętać – ale nie przez selfie. Przez zapach kawy, stukot obcasów na kamieniu, spojrzenia innych kobiet, które zauważają detale.
Nie musi być krzykliwie, żeby było stylowo. Wystarczy brąz, baleriny i odrobina francuskiego podejścia: je sais quoi, ale po swojemu.
Płaszcz i jedwabna apaszka Wittchen
Bluzka i spódnica Rihoas
Torebka Fabiola
Baleriny 7or9
Pozdrawiam, Aga