piątek, 20 czerwca 2025

Ferul Power od mesoBoost® – antyoksydacyjne wsparcie dla skóry

Pielęgnacja skóry twarzy to nie tylko codzienny rytuał, ale przede wszystkim sposób na ochronę i regenerację skóry. W dzisiejszym zabieganym świecie nasza cera narażona jest na działanie wielu czynników stresogennych – od zanieczyszczeń, przez promieniowanie UV, po stres i brak snu. Dlatego tak ważne jest, aby sięgać po produkty, które nie tylko oczyszczą, ale także wzmocnią barierę ochronną skóry i pomogą zachować jej zdrowy wygląd.




Seria Ferul Power od mesoBoost® powstała z myślą o skórze wymagającej wsparcia w walce z oznakami zmęczenia i działaniem wolnych rodników. Bazą linii jest kwas ferulowy – silny antyoksydant, który w połączeniu z witaminami C i E działa ochronnie i rozświetlająco. Produkty mają na celu przywrócenie skórze równowagi, ochronę przed czynnikami zewnętrznymi oraz nadanie jej zdrowego blasku.



W serii Ferul Power testowałam cztery produkty: piankę do mycia, masło oczyszczające, serum i krem.



Pianka do mycia to delikatny produkt, który skutecznie usuwa makijaż i zanieczyszczenia bez naruszania naturalnej bariery skóry. Formuła opiera się na łagodnych detergentach, dzięki czemu skóra pozostaje miękka i nieściągnięta.



Masło oczyszczające ma gęstą, bogatą konsystencję, która łatwo rozpuszcza nawet wodoodporny makijaż. Po kontakcie z wodą tworzy emulsję, ułatwiającą spłukiwanie, a jednocześnie nie pozostawia tłustego filmu. W składzie znajdziemy składniki odżywcze i nawilżające, które wspierają cerę podczas oczyszczania.



Serum to serce całej serii – zawiera skoncentrowany kwas ferulowy oraz witaminy C i E, które są znane ze swoich właściwości antyoksydacyjnych i rozświetlających. Regularne stosowanie widocznie poprawia koloryt skóry, nadaje jej blask i wspomaga regenerację.



Krem dopełnia pielęgnację, oferując lekkie, ale skuteczne nawilżenie oraz ukojenie. Jego formuła została skomponowana tak, by współgrać z serum, wspierając skórę w zachowaniu elastyczności i zdrowego wyglądu przez cały dzień.





Podsumowując, seria Ferul Power od mesoBoost® to przemyślana propozycja dla osób, które szukają skutecznej ochrony antyoksydacyjnej i naturalnego rozświetlenia. Lubię, że produkty są konkretne i efektywne, a jednocześnie przyjazne dla skóry, bez zbędnych dodatków. Dla mnie to wsparcie na miarę potrzeb współczesnej skóry – po prostu działa.


Pozdrawiam, Aga

wtorek, 17 czerwca 2025

Pufa z misją - dla tych, co kochają wysoko, ale już nie doskoczą

Kiedy masz w domu małego psa – albo starszego psa – zaczynasz patrzeć na meble trochę inaczej. Nie jak na część wystroju, ale jak na przeszkodę. Dla Ciebie to tylko kanapa. Dla nich – Mount Everest.



U mnie w domu są dwa światy. Figa – nasza dostojna seniorka, która już dawno zrezygnowała z prób wskakiwania na kanapę. I Lexie, która teoretycznie by chciała, ale jest za mała, żeby doskoczyć. Obydwie pokochały pufę z funkcją rampy od Pupile na szczycie.



To niby zwykły mebel. Pasuje do wnętrza, wygląda jak klasyczna pufa, można na niej usiąść. Ale kiedy ją rozłożysz – zamienia się w wygodny podest, który pozwala psiakom bezpiecznie i samodzielnie wejść na kanapę, fotel albo łóżko.


Co ważne – nie wygląda jak typowy „zwierzakowy gadżet”, bo w ofercie jest mnóstwo różnych tkanin obiciowych, więc możesz dobrać coś dokładnie pod swoje wnętrze. Ja wybrałam tkaninę Lambi – taki przytulny efekt „teddy bear” w kolorze złamanej bieli. Wygląda pięknie, miękko i ciepło – totalnie mój klimat.


Sama pufa jest bardzo solidnie wykonana, stabilna, a przy tym naprawdę stylowa – nawet najbardziej wybredne oko będzie nią zachwycone. U mnie wygląda to spójnie, nieprzypadkowo i… totalnie praktycznie.

Niektóre meble robią po prostu dobrą robotę. A niektóre pomagają Twoim psiakom być bliżej Ciebie – bez bólu, bez stresu, bez skakania na oślep.

Lexie korzysta, bo inaczej nie da rady. Figa – bo znowu może. I to mówi wszystko.


Pufy zamówicie na koncie instagramowym Pupilenaszczycie




Pozdrawiam, Aga


czwartek, 12 czerwca 2025

AA Laab S.M.A.R.T. – kosmetyki, które naprawdę zrobiły na mnie wrażenie

Ostatnio z coraz większą rezerwą podchodzę do „nowych technologii” w kosmetykach. Za dużo już widziałam hype’u, który w praktyce okazuje się bardziej marketingowym hasłem niż realnym wsparciem dla skóry. Dlatego kiedy usłyszałam o serii S.M.A.R.T. od AA Laab, podeszłam do niej z ciekawością, ale i sporą dozą sceptycyzmu.




S.M.A.R.T. czyli "Super Molecules Age Reversing Treatment". Co obiecują? Poprawę kondycji skóry, spowolnienie starzenia, wygładzenie zmarszczek. Wszystko to dzięki składnikom takim jak komórki macierzyste Althea Rosa, NAD+ i Lipo Complex. Brzmi intrygująco. Czy to rzeczywiście inteligentna pielęgnacja, która może coś zmienić? Postanowiłam to sprawdzić.


Ale wiecie co? Po testach tych czterech produktów – od kremu z SPF50, przez olejkowe serum, krem-maseczkę na noc, aż po multi krem pod oczy – przyznaję, że to kosmetyki zrobione z głową. I to nie jest kolejna seria, którą odłożycie po kilku użyciach.



Krem SPF50
Zaczynając od ochrony, krem ten ma filtr mineralny, który działa jak tarcza dla skóry — blokuje szkodliwe promienie UVA i UVB. To ważne, bo w składzie nie ma ciężkich silikonów czy parabenów, a znajdziemy tu dodatkowo antyoksydanty, jak witamina E, które pomagają neutralizować wolne rodniki i zapobiegać przedwczesnemu starzeniu. Dla mnie to ogromny plus, bo krem jest lekki, nie bieli i świetnie sprawdza się pod makijaż.


Olejkowe super serum
To produkt, który od razu pokochałam za formułę. W składzie ma mieszankę starannie dobranych olejów — między innymi olej z dzikiej róży, bogaty w witaminę C i kwasy tłuszczowe, które regenerują i rozświetlają skórę, oraz olej z pestek malin, który ma działanie przeciwzapalne i antyoksydacyjne. Serum szybko się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy, a skóra po nim jest miękka, nawilżona i pełna życia.


Krem maska nocna regeneracja
To taki „koktajl” składników naprawczych na noc. Zawiera m.in. ceramidy, które wzmacniają barierę skóry i zapobiegają utracie wilgoci, a także niacynamid, który rozjaśnia przebarwienia i działa przeciwzapalnie. Formuła jest bogata, ale nie ciężka — co dla mnie jest bardzo ważne, bo nie lubię budzić się z tłustą skórą. Rano efekt jest widoczny: skóra jest gładka, napięta i promienna.


Multi krem na okolice oczu
W tym kremie podoba mi się lekka, ale skuteczna formuła, oparta na peptydach stymulujących produkcję kolagenu oraz ekstrakcie z zielonej herbaty, który działa antyoksydacyjnie i łagodzi skórę. Dodatkowo krem zawiera kwas hialuronowy, który nawilża i wygładza drobne linie. Dla mnie to idealny produkt, który nie obciąża delikatnej skóry wokół oczu i świetnie współgra z codziennym makijażem.



Szczerze mówiąc, nie spodziewałam się, że linia AA Laab S.M.A.R.T. tak bardzo przypadnie mi do gustu. To nie są kosmetyki „na chwilę” – widać, że skład i formuły zostały dobrze przemyślane. Każdy z tych produktów ma swoje miejsce w mojej pielęgnacji i naprawdę widzę efekty.


Jeśli szukacie czegoś, co łączy wygodę, jakość i działanie – to ta seria jest zdecydowanie warta uwagi. Z mojej strony polecam.


Pozdrawiam, Aga

poniedziałek, 9 czerwca 2025

Nowe spojrzenie na kącik do pracy

Mam wrażenie, że miejsce, w którym pracuję, potrafi naprawdę wpływać na to, jak mi się myśli. I chociaż mój domowy kącik do pracy lubię, to ostatnio zaczęłam czuć, że przydałaby mu się mała metamorfoza. Nic wielkiego – po prostu kilka detali, które odświeżą przestrzeń i sprawią, że znowu będzie się chciało siadać do komputera.




Zaczęłam od planowania. Może jakaś nowa roleta? Nowe oświetlenie? Ale koniec końców doszłam do wniosku, że ściana za biurkiem woła o uwagę. Od razu pomyślałam o fototapecie – takiej, która nie zdominuje wnętrza, ale doda mu charakteru. Czegoś graficznego, może delikatnego motywu inspirowanego naturą albo subtelnego geometrycznego wzoru. Kilka pomysłów już mam, a przeglądanie oferty na fototapety.pl tylko podsyciło mój zapał.

Zresztą, nie skończyło się tylko na ścianie. Myślę też nad nową podkładką na biurko – najlepiej praktyczną i ładną, taką, która ochroni blat, ale też doda trochę stylu. Kilka modeli z mat na biurko bardzo mi się spodobało – minimalistyczne, w fajnych kolorach, no i łatwe do utrzymania w czystości (a to, jak wiadomo, bywa kluczowe, gdy się pracuje z kubkiem kawy w jednej ręce).

Mam już swoje typy i chyba czas wprowadzić drobne zmiany. Nic tak nie odświeża przestrzeni, jak detal, który po prostu „robi dobrze” dla oka i głowy. I kto wie – może jak już zrobię porządek z biurem, to przyjdzie czas na salon… albo balkon?


Pozdrawiam, Aga

czwartek, 5 czerwca 2025

Winylowy dywan, wielka zmiana

Czasem jeden element potrafi odmienić całe wnętrze – i właśnie tak było u mnie z winylowym dywanem. To już kolejny taki model w moim domu i z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nie zamieniłabym go na żaden inny. Tym razem pojawił się w salonie – miejscu, gdzie estetyka musi iść w parze z funkcjonalnością.


Winylowe dywany są nie tylko stylowe, ale przede wszystkim praktyczne. Moje wnętrza to kremy, beże i ciepłe drewno – szukałam więc czegoś, co będzie harmonijnie współgrało z tą paletą. Wybrałam wzór przypominający marmur z beżowymi tonami i… to był strzał w dziesiątkę.

Co mnie w nich zachwyca? To, że potrafią wyglądać równie elegancko, jak klasyczne, tkane dywany – ale są od nich o niebo łatwiejsze w codziennym użytkowaniu. Nie strzępią się, nie przesuwają, nie chłoną wilgoci. A do tego: Figa i Lexie mają nową miejscówkę do wylegiwania się. A ja? Zero stresu o sierść czy zabrudzenia – wilgotna ściereczka i po sprawie.



To też świetna opcja do kuchni, przedpokoju czy pokoju dziecięcego. I co ważne – taki dywan sprawdzi się również jako dywan na balkon czy taras. Jest odporny na wilgoć, słońce i piasek, a przy tym wygląda naprawdę dobrze.



Dla mnie winylowy dywan to jedno z tych małych, domowych odkryć, które zostają na dłużej. Nie tylko zdobi, ale przede wszystkim ułatwia życie – zwłaszcza gdy ma się dwa ciekawskie futra, które lubią mieć wszystko pod łapą. Jeśli jeszcze nie próbowaliście – polecam z całego serca.




Bo życie jest za krótkie, żeby martwić się o plamy na dywanie – zwłaszcza gdy Figa i Lexie mają ważniejsze sprawy, jak okupowanie najlepszego miejsca w salonie tuż po spacerze. Nie każdy dywan wytrzymuje życie z nimi. Ten nie tylko wytrzymuje, ale wygląda, jakby dopiero co się wprowadził. Czy to rewolucja? Nie wiem. Ale wiem jedno: do klasycznych dywanów już nie wracam.

 


Pozdrawiam, Aga

wtorek, 3 czerwca 2025

Urban Elegance



Miasto to dla mnie nie tylko przestrzeń, ale też inspiracja do tworzenia stylizacji, które łączą w sobie wygodę, klasykę i nutę nowoczesności. Lubię, gdy ubrania mówią same za siebie, bez zbędnych ozdobników, a jednocześnie mają w sobie coś wyjątkowego. Tak właśnie czuję się w zestawie, który dziś dla Was przygotowałam – to połączenie ponadczasowej prostoty z subtelnymi detalami, które nadają całości charakteru.


W mojej stylizacji przeplatają się dwie kolekcje marki Olsen: Urban Lights oraz Designer Choice. Urban Lights to kwintesencja miejskiego minimalizmu — paleta beżów, bieli i czerni, lekkie tkaniny, subtelne nadruki i wygodne fasony, idealne na cieplejsze dni. Z kolei Designer Choice to hołd dla ponadczasowej elegancji z nowoczesnym twistem, gdzie znajdziemy m.in. idealnie skrojone białe jeansy, które są podstawą mojej stylizacji.


Całość skomponowałam wokół tych białych spodni z Designer Choice i prostego, białego topu. Na wierzch zarzuciłam krótki trencz w piaskowym kolorze z Urban Lights — fason, który od kilku sezonów króluje w modzie, a jego długość do bioder doskonale podkreśla sylwetkę. Dodatki w postaci karmelowych szpilek i białej torebki z lamówkami dopełniają look, nadając mu elegancji i miejskiego szyku.






To połączenie kolekcji sprawia, że stylizacja jest nie tylko modna, ale też funkcjonalna i uniwersalna — gotowa na każdy dzień pełen miejskiego zgiełku.



Trencz, spodnie Olsen
Szpilki JW Pei
Torebka Wittchen


Pozdrawiam, Aga